Korea Północna - sama nazwa wystarczy by zelektryzować
rozmówcę. Kraj, który od dziesiątek lat pozostaje zamknięty na świat
zewnętrzny ( lub poprawniej dla 90% północnokoreańskiego społeczeństwa jest zamknięty)
siłą rzeczy budzi emocje. Tylko czy te odczucia są poprawne? Jak można oceniać
coś o czym wiemy tak niewiele, a właściwie nic.
Większość informacji nt pustelniczego
królestwa pochodzi ze ściśle kontrolowanych przez reżim w Phenianie źródeł,
nieliczne – rzucające negatywne światło na państwo Kimów, natychmiast stają się
pożywką dla światowych mediów, które z prędkością światła budują mrożące krew w
żyłach newsy o kolejnych poczynaniach „szalonego komunisty”.
źródło - Damir Sagolj
Wszystko to
sprawia, że nawet w polskiej telewizji pojawiają się „specjaliści” od stosunków
na dalekim wschodzie, którzy pełnym grozy głosem informują, że program nuklearny
Phenianu może stanowić pośrednie zagrożenie dla Europy. Ten sam ton często jest
prezentowany w kontekście japońskich trzęsień ziemi, co wielu rodaków, którzy
tam mieszkają lub mają ścisłe związki z Japonią denerwuje. Jednak – jeśli informacje
o sytuacji w Japonii możemy szybko skorygować wchodząc na chociażby jeden z
japońskich, anglojęzycznych dzienników, o tyle KRLD takiego „ułatwienia” maluczkim nie dostarczyła. Szczerze przyznam,
że „korygowanie” postrzegania sytuacji wzdłuż 38 równoleżnika zacząłem od
znalezienia kilku blogów, których autorzy, na stałe rezydujący w Korei
Południowej ( rodacy) skutecznie pokazują, że w samym sercu Seulu nikt na co
dzień nie żyje w rytm działań Północy.
To dało mi do myślenia – czy Korea Północna stanowi rzeczywiście aż tak
duże zagrożenie dla świata, jak media ( w szczególności te zachodnie) starają
się pokazać? Skoro 40 km od 38 równoleżnika, życie toczy się normalnie, ba! wręcz
na modłę zachodu, to czemu w Polsce sieje się aż taką panikę? I poszło –
artykuły, blogi, zdjęcia, relacje w opiniotwórczych dziennikach i wreszcie
książki – starałem się poznać ten kraj na wszelkie możliwe sposoby, jednym
słowem zafascynował mnie. I żeby było
jasne – nie wielbię północnokoreańskich władz, raczej interesuje mnie tajemnica,
skrywana za fasadą socjalistycznej równości. Takim to
sposobem w moje ręce trafiła książka „ Uchodźcy z Korei Północnej – relacje świadków”
autorstwa Juliette Morillot i Doriana Malcovica – wieloletnich
współpracowników, pisarzy i publicystów ds. Azji Wschodniej. Zachęcony opisem postanowiłem
zaryzykować i zanurzyłem się na 2 miesiące w historiach ludzi, którzy teraz
wydają mi bliżsi niż kiedykolwiek. To opinia nie na wyrost – wiele razy książka stawiała mnie
poza znany dotychczas świat i kazała na nowo określić siebie samego, a także
wartości i cele w życiu.
UWAGA – zawarte w niej relacje sprawiają, że bardzo
często będziecie odkładali ją z obrzydzeniem, smutkiem, wściekłością lub nie
będziecie potrafili spojrzeć na zwykłe w naszym świecie rzeczy w ten sam
sposób. „ Korea Północna nie jest miejscem do życia” – te słowa, wypowiedziane
przez jedną z uciekinierek są doskonałą puentą dla rozważań w niej zawartych. Publikacje
dotyczące Pustelniczego Królestwa powielają ten sam schemat – Kim Dzon Il jest
potworem, źle się tam żyje, obozy pracy, wieczny głód itp. Tutaj mamy coś zupełnie
innego – autorzy na wstępie zaznaczają, że relacje bohaterów nie są
przedstawiane przez pryzmat ich zdania, czytelnik ma wolny wybór – ocenia wedle
uznania.
Z książki wyłania się obraz państwa, ale przede wszystkim
społeczeństwa kontrastów – nie w materialnym tego słowa znaczeniu. Koreańczycy
z północy są dla siebie samych śmiertelnym zagrożeniem , ale i przyjaciółmi, oprawca staje się ofiarą, a
ofiara oprawcą.
„ U progu XXI wieku Korea Północna pozostaje zagadką, z
której każdy, według uznania czerpie argumenty na rzecz podejmowanych działań:
politycznych, humanitarnych czy dziennikarskich. Jak wobec tego uchwycić realia
kraju, do którego wstęp jest niemożliwy, nie można więc stwierdzić naocznie,
jak wygląda sytuacja? Jak wyrobić sobie w miarę obiektywnie zdanie, gdy
większość interesujących nas dokumentów to teksty napisane po koreańsku, a
bariera językowa uniemożliwia jakiekolwiek bezpośrednie porozumiewanie się z
mieszkańcami?” – źródło, książka.
Książka jest składową różnych relacji – nowoprzybyłych do chińskiej
Mandżurii, weteranów, pośredników, handlarzy, osiadłych na Południu, dygnitarzy
czy też mieszkańców Phenianu. To także krótkie wprowadzenie do koreańskiej historii,
polityki czy społeczeństwa – zarówno północno i południowokoreańskiego. Ważnym
elementem jest również spojrzenie z Południa czyli rozdział zatytułowany „ Seul’.
Podsumowując : Książkę polecam wszystkim - przede wszystkim po to, aby poznali jakim
darem jest życie w kraju demokratycznym. Chciałoby się powiedzieć, że nad Koreą
Północną Bóg już tylko płacze, ale skoro w Korei, Bogiem jest Umiłowany
przywódca, to kto ma się pochylić nad losem tego narodu?
No comments:
Post a Comment